Nie znam drugiego westernu, który by równie dobitnie pokazywał, jak podłe i nieciekawe było codzienne życie przeciętnego kowboja. Brud, smród, wszechobecne błoto, dorywcza, marnie płatna praca, niepewność jutra, nuda, alkohol, karty i bójki dla rozrywki, czasem dziwki. To dorośli faceci, którzy boją się stałych związków z kobietami i odpowiedzialności (choć bywają wyjątki), sami przyznają, że poza wypasaniem bydła czy ujeżdżaniem koni niczego nie potrafią - nawet ugotować sobie posiłku - i w miarę postępu cywilizacji stają się coraz bardziej zbędni.
Filmów o zmierzchu Dzikiego Zachodu powstało całkiem sporo, ten akurat należy do mniej udanych i jeśli warto go obejrzeć, to głównie dla niesamowitej sceny ujeżdżania dzikiego ogiera przez Lee Marvina - prawdziwej "ultimate" w tej kategorii.